Kilka dni temu rozpoczął się nowy rok - a wiadomo "Nowy rok - nowa ja" :) i dobrze, żeby ta "nowa" zaczęła coś planować, bo inaczej będzie jak zwykle a nie na nowo. O poradę poprosiłyśmy Anię Kurtasz z bloga inspirow.anka.com.pl - jedną ze specjalistek planowania.
Mamy nadzieję, że jej post przybliży Wam całą ideę trochę bardziej.
Miłej lektury!
Krulik
Witam wszystkich!
Początek roku nieodmiennie
kojarzy się z planowaniem
i wyznaczaniem celów
na rok kolejny. Warto jednak wiedzieć, że tzw. noworocznych
postanowień dotrzymuje zaledwie 8% ludzi. Dlaczego tak jest? Czy
planowanie jest złe? Wprost przeciwnie! Jest po prostu źle
stosowane/wykonywane ;)
W pierwszy dzień bieżącego
roku przeczytałam życzenia, które uświadomiły mi, na czym polega
powszechny błąd – można go odnieść także do planowania.
Życzenia zaczynały się następująco: „Dla tych, którzy wierzą
w moc słowa…” – a później oczywiście tradycyjne frazesy o
zdrowiu, szczęściu i radości. Co w tym złego, powiecie? To,
że ja nie wierzę w moc
słowa. Nie będziemy zdrowi i szczęśliwi wtedy, gdy tylko
sobie tego zażyczymy. Wierzę
w moc czynu. Będziemy
zdrowi i szczęśliwi (także bogaci, radośni i co tam sobie
sami wpiszecie) wtedy, kiedy sami zaczniemy DZIAŁAĆ
w tym kierunku.
Dobrym przykładem są tzw.
postanowienia noworoczne, które w tych dniach każdy tak chętnie
deklaruje (a za rok płacze, jaki ten mijający rok był do d..., bo
nic się nie wydarzyło). A dlaczego? Bo same deklaracje (i życzenia)
nie wystarczą! Chcesz czytać więcej książek i Ci się nie udaje?
Czasami nawet – ze zdziwieniem (czasem i zazdrością) pytasz –
ojej, a co Ty robisz, że czytasz tak dużo książek? Nie wystarczy
powiedzieć sobie dziś „W 2020 roku będę więcej czytać” –
to nic nie znaczy. W zasadzie nie wystarczy nawet zadeklarować „W
2020 roku przeczytam 52 książki”. Za tym muszą iść konkretne
działania. 52 książki
w roku, to jedna książka w tygodniu. Ma ona około 350 stron
(czasem więcej, czasem mniej, ale to nieistotne). Żeby przeczytać
ją w tydzień, musisz w takim razie znaleźć czas, aby przeczytać
każdego dnia 50 stron. A zatem – znaleźć około pół godziny do
40 minut na to zajęcie. Dużo? A ile minut dziennie przeglądasz FB?
;) 40 minut to takie 3 spokojne kawy - poświęcone na czytanie (no,
chyba że jest się mną i książka jest fajna, to wystarczy
popołudnie... na całą książkę). Da się? I tak robimy ze
wszystkim. Nie życzymy
sobie (czy innym), aby nasze dni były szczęśliwe, ale sami je
takimi czynimy – minuta po minucie.
Sama właśnie to robię -
wstałam o siódmej, aby wypić aromatyczną kawę i trochę poczytać
:) Poranek mam szczęśliwy – teraz pora działać tak, abym i o
reszcie dnia mogła powiedzieć to samo. A zatem – UCZYŃCIE
sobie rok 2020 szczęśliwym!
Planowanie ma w tym nas
wspierać i dziś
dowiecie się ode mnie, w jaki sposób wspiera moje działania od
wielu już lat.
W zasadzie sama idea
planowania jest mi
bliska od dawna – jeszcze w czasach szkoły podstawowej prowadziłam
pamiętnik (mój bullet journal obecnie pełni też w pewnym sensie
także rolę pamiętnika i notesu na zapiski). Gdy w wieku 21
lat (a było to już 25 lat temu – w roku 1995!) zaczęłam pracę,
zastąpiłam pamiętniki terminarzami
nauczyciela. Wypełniałam je wyjątkowo skrupulatnie – mam je
zresztą do dziś i jestem w stanie odnaleźć dowolny temat lekcji
realizowanej w ciągu minionych ponad 24 lat mojej pracy…
Problem z takim terminarzem
polegał jednak na tym, że miał on swoje nadrukowane tabelki, które
nie zawsze mi odpowiadały. Czasami zostawały mi puste całe strony,
z których w ogóle nie korzystałam. Częściej jednak – nie
mieściłam się w rubryce przeznaczonej na tydzień lub konkretny
dzień. Dlatego właśnie
postanowiłam przerzucić się do bujo. O samej idei
bujo słyszałam
już wcześniej, ale na dobre przekonałam się do niej dopiero w
kwietniu 2017 roku. Od tamtej pory cały czas doskonalę swoje
planowanie, ponieważ jest to metoda, która ciągle
ulega zmianom. I to mi
się w niej chyba podoba najbardziej. Mogę dopasować planowanie do
swojego kontekstu, nastroju, humoru i aktualnych preferencji
estetycznych. Mogę to robić „na bogato” lub minimalistycznie –
nie przejmując się miejscem w stałych rubrykach. Tu
widać wyraźnie jego zdecydowaną przewagę nad typowym kalendarzem
czy terminarzem, mającym z reguły ścisły podział, który nie
zawsze jest dla każdego odpowiedni. Miejsca mamy w nim za dużo, za
mało, a bywają dni, a czasem nawet tygodnie, które – z
różnych powodów – pozostawiamy puste. W bujo tak nie jest,
ponieważ zapisujemy
to, co chcemy, tak, jak chcemy i wtedy, kiedy chcemy.
Swoje
planowanie realizuję od
ogółu do szczegółu.
Przede wszystkim zaczynam od stworzenia rozkładówek miesięcznych
na cały nadchodzący rok.
Pozwalają one wstępnie planować i zaznaczać wydarzenia, o których
wiemy dużo wcześniej. Jest to po prostu 12 stron na poszczególne
miesiące, w których możemy wpisywać sobie znane terminy aż
do końca roku (wakacje, urlopy, urodziny, wizyty lekarskie, wyjazdy
itp.). Dodatkowo zamieszczam tam zwykle swoje pomysły na dany
miesiąc, ciekawe hasła i cytaty, rzeczy, które planuję robić,
wstępną listę tego, co chciałabym kupić (książki, ebooki, o
których premierze wiem zwykle wcześniej). Najbardziej szczegółowo
planuję zwykle trzy miesiące, ponieważ tyle mieszczę w swoim
jednym planerze/zeszycie, a kolejne – jedynie schematycznie,
orientacyjnie. Osoby, które mieszczą w jednym zeszycie cały rok,
mogą sobie miesiące zaplanować bardziej szczegółowo.
Po orientacyjnym zaplanowaniu
wszystkich miesięcy, na kolejnej stronie wypisałam sobie cele
na 2020 rok.
Wydawać by się mogło, że jest ich dość sporo – aż 23, ale…
Cele te nie powstawały w próżni. Są dobrze przemyślane,
konstruowane już od połowy listopada. Wynikają z działań, które
podejmuję od dłuższego czasu. Niektóre są po prostu ich
bezpośrednią kontynuacją. W celach tych zawarłam zarówno
projekty jednorazowe, jak i długofalowe, na których zrealizowanie
będę potrzebowała całego roku. Te dłuższe będą rozbijane na
zadania kwartalne i miesięczne. Są to w większości rzeczy,
które się po prostu dzieją w moim życiu. Dzieją się
systematycznie. Są zbiorem spraw zarówno nowych, jak i będących
kontynuacją. Rzeczy bardzo ważnych, jak i z pozoru błahych, ale
też ważnych, bo budujących naszą codzienność. Myślę, że –
jeśli nie zajdą nieprzewidziane okoliczności – cele te są jak
najbardziej realne do realizacji i nie należy się przerażać ich
ilością.
Tym bardziej, że większość
celów długofalowych (tych trwających cały rok) mam już też
bardzo dokładnie rozpisanych. Przykładem mogą być pierwsze cztery
– każdy z nich rozkłada się na zadania do realizacji w
poszczególnych miesiącach. Zaprojektowanie 12 zestawów naklejek,
to tylko zaprojektowanie jednego zestawu na miesiąc, co jest jak
najbardziej realne. Przeczytanie 60 książek to cel zgoła
minimalistyczny, zakłada bowiem czytanie jedynie 5 książek
miesięcznie, a w roku ubiegłym bywały miesiące, kiedy
przeczytałam ich 17 czy nawet 19. Codzienna nauka angielskiego to
raptem 10 minut ćwiczeń w duolingo, które realizuję codziennie w
samochodzie na parkingu, gdy czekam na Marcina odbierającego obiad.
Cele zatem są duże,
ale podzielone na malutkie kawałeczki
– przyjazne do realizacji.
Na następnych stronach mojego
bujo podzieliłam
cele na konkretne obszary,
obejmujące hobby, książki, sprawy szkolne, planowanie i sprawy
związane ze sklepem internetowym Marcina (projektowanie naklejek).
Sam proces
planowania roku
trwał od początku grudnia i trwa w zasadzie cały czas – dużo
rzeczy będzie jeszcze uzupełnianych i modyfikowanych w styczniu –
stąd puste miejsca w planerze. Najpierw powstała wizja
w głowie – taka w kawałkach. Została ona przeniesiona na
karteczki „na brudno”. Miało to bowiem miejsce w najbardziej
zaskakujących momentach – na przykład podczas mycia naczyń.
Potem te plany zaczęły
przybierać coraz bardziej realne kształty. Zaczęłam je dzielić
na bloki
tematyczne.
Następnie wpisywałam plany w te bloki i to też nie od razu, ale
etapami. 23 cele, które znalazły się na pierwszej kartce, wpisałam
tak naprawdę na samym końcu – sformułowały się one bowiem
naturalnie na podstawie treści zawartych w blokach tematycznych.
Powstały zatem z tego, co prostu chciałabym robić w 2020 roku, z
działań, które chciałabym kontynuować lub podejmować. Całe
planowanie było (nadal jest!) procesem i trwało co najmniej 2-3
tygodnie. Zapisywanie tych wszystkich treści to też nie była rzecz
jednorazowa, tylko trwająca kilka dni. Nie jest to też rzecz
skończona, bo zamierzam co najmniej do końca stycznia uzupełnić i
modyfikować swoje
plany.
Nowością w moim planie rocznym
jest lista
książek do przeczytania.
Nigdy tego nie robiłam. Zawsze zapisywałam książki już
przeczytane. Nadal oczywiście będę czytać spontanicznie te
książki, na które będę miała ochotę. Pewną modyfikacją
jednak będzie włączenie w każdym miesiącu kilku konkretnych
pozycji, które czekają na przeczytanie. Po prostu do czytanych
spontanicznie dołożę co miesiąc jedną lub dwie książki z listy
beletrystyki i jedną z listy książek rozwojowych. Są to pozycje
z Legimi, które chcę przeczytać i czekają na to od dawna.
Chcę się w ten sposób zmobilizować wreszcie do ich przeczytania.
A jeśli chcecie się dowiedzieć, co pomaga
mi w czytaniu dużej ilości książek
(ponad 100 rocznie!), zajrzyjcie na
stronę internetową Inspirow.Anki.
Sprawy szkolne czekają jeszcze
na uzupełnienie. Podobnie sprawy scrapowe – na razie nie robię
nic. Czekam do wiosny – na posprzątanie pracowni i normalną
temperaturę, ponieważ w tej chwili jest tam niesamowicie zimno, co
uniemożliwia wszelkie kreatywne działania. Podobnie mają się
rzeczy związane z podróżami – strona czeka na uzupełnienie.
Nowością jest w tym roku
podział
na cele kwartalne i miesięczne
– przymierzałam się do tego od mniej więcej połowy minionego
roku i wreszcie zamysł doczekał się realizacji. Z 23 celów
rocznych wybrałam te do realizacji w pierwszym kwartale, a je z
kolei – podzieliłam na konkretne zadania do realizacji w danym
miesiącu. Najbardziej szczegółowe zadania wpisałam w styczniu. W
lutym i w marcu będą one uzupełniane na bieżąco – w
związku w rozwojem aktualnej sytuacji.
Planowanie miesiąca zaczynam
zwykle od wykonania strony tytułowej z nazwą miesiąca i tematyczną
grafiką. Nie jest to obowiązkowe – po
prostu sprawia mi przyjemność.
Na kolejnej stronie wykorzystuję ogólną tabelkę do planowania
miesiąca, składającą się z trzech kolumn. Każda z nich ma 10
linijek. W miesiącu liczącym 31 dni doklejam pod ostatnią kolumną
dodatkowy paseczek. Ten sposób planowania miesiąca wykorzystuję od
początku 2019 roku w swoim bullet journalu i jestem z niego
bardzo zadowolona. Jest czytelny i estetyczny. Dni wolne (weekendy i
święta) zaznaczam kolorowym zakreślaczem lub brush penem. Za wadę
tego typu rozpiski miesięcznej można uznać jednak to, że mamy
czasem zbyt mało miejsca na zapisanie wydarzeń w danym dniu.
Wszystko jednak zależy od indywidualnych preferencji – nie każdy
też w takim ogólnym planie miesiąca zapisuje tak wiele. Na tej
stronie przyklejam też dwie dodatkowe naklejki. Na górze – z
priorytetami na dany miesiąc. Ta naklejka jest tak skonstruowana, że
po zagięciu i sklejeniu tworzy zakładki indeksujące wystające
poza brzeg planera, co służy łatwiejszej identyfikacji początku
miesiąca. Na dole pod tabelką umieszczam naklejkę przeznaczoną na
zadania do realizacji w kolejnym miesiącu. Dopisuję je sukcesywnie.
Na kolejnych stronach
miesięcznych umieszczam zwykle: listę zadań do wykonania w
bieżącym miesiącu, statystyki z mediów społecznościowych, listę
książek przeczytanych w danym miesiącu oraz podobne listy
dotyczące obejrzanych filmów i seriali (do ich monitorowania
wykorzystuję zwykle trackery), listę pięknych chwil z każdego
mijającego dnia, trackery monitorujące codzienne czynności i
nawyki, o których chcę pamiętać, planowanie swojego rozwoju
osobistego (szkolenia, warsztaty, webinary do obejrzenia w danym
miesiącu), plany swojej obecności w mediach społecznościowych,
listy rzeczy do kupienia, filmów do nagrania, rozmaitych inspiracji,
książek do przeczytania na Legimi.
Kolejnym elementem mojego bujo
jest już planowanie konkretnych tygodni w miesiącu. Co zatem
zawiera mój tydzień? Każdy mieści się na dwóch stronach. Na
górze umieszczam poszczególne dni tygodnia z miejscem na wypisanie
kilku najważniejszych zadań lub terminów. Pod nimi mam miejsce na
wypisanie zadań do realizacji w danym tygodniu, monitoruję tam też
książki, które czytam (a czytam ich zwykle kilka) oraz
miejsce na zapisanie rzeczy do zrobienia w kolejnym tygodniu (zwykle
nie wypełniam go w dniu planowania tygodnia, ale sukcesywnie w
kolejnych dniach).
Niektórzy poprzestają na
planowaniu tygodniowym, ja jednak zwykle mam tak wiele zadań, że
nie mieściłyby mi się one tylko na dwóch stronach. Dlatego
dodatkowo planuję też poszczególne dni. Wykorzystuję do tego
oczywiście naklejki.
Szablony
(a w konsekwencji i
naklejki) do
swojego planera wymyśliłam przede wszystkim dlatego, że jestem
urodzonym leniem 😉
Leniem, który – owszem – dużo robi, ale jednak leniem! Znacie
chyba tę teorię, że największe wynalazki powstały właśnie z
lenistwa, ponieważ tak bardzo się człowiekowi nie chciało robić
pewnych rzeczy, że wymyślił wszystko, aby sobie pracę usprawnić.
I tak właśnie jest ze mną. Wymyślam. Realizacją tych
pomysłów obarczam oczywiście potem mojego Marcina 😉
Ale efekt jest! I tak właśnie było z tymi szablonami/naklejkami.
Nie chciało mi się w bujo
różnych rzeczy przepisywać codziennie do dniówek. Zastanawiałam
się, jak uniknąć tej uciążliwej, niepotrzebnej i czasochłonnej
czynności. I dlatego wymyśliłam wklejki,
które usprawnią mi tę pracę. Nie będę musiała w kolejnych
dniówkach przepisywać różnych powtarzalnych rzeczy – one będą
już gotowe, wydrukowane i będzie je sobie można dowolnie
przekładać (jak puzzle), dopasowując do schematu danego dnia i
tego, co w tym dniu robimy.
Mogłam sobie te szablony
wydrukować na najzwyklejszych kartkach, powycinać, ułożyć według
własnych preferencji i po prostu przykleić klejem, uzupełniając
ewentualnie o jakieś szczególne, prywatne zadania. Później,
wpadłam na pomysł (lenistwa ciąg dalszy, a jakże!), że po co
wycinać i smarować klejem, skoro można kupić papier
samoprzylepny i ploter, aby drukować
gotowe naklejki,
których przyklejenie w planarze będzie jeszcze łatwiejsze!
Jest to też dobre rozwiązanie
dla osób, które nie potrafią lub nie chcą (nie mają czasu)
rysować, a jednocześnie chcą mieć wszystko poukładane i
estetyczne. Tak właśnie było ze mną. Oglądałam na YouTube,
Instagramie i Pintreście mnóstwo cudownych planerów i
zazdrościłam, że moje mizerne umiejętności nie pozwalają na
takie cuda. A przecież też chciałam mieć pięknie. Chyba każdy
chce. Gotowe naklejki stały się wybawieniem! Szablon takich
naklejek jest w miarę uniwersalny, znalazło się w nim też miejsce
na własne zapiski.
Przy
pomocy naklejek tworzę sobie ramowy
plan dnia,
który następnie wypełniam zarówno czynnościami powtarzalnymi,
cyklicznymi, jak i okazjonalnymi. Najpierw wpisuję najważniejsze
zadania w danym dniu
(czyli bezwzględne priorytety) i te,
które muszą być wykonane o określonej godzinie
(na przykład zaplanowane spotkanie lub wizyta u lekarza). Pozostałe
miejsca uzupełniam zadaniami
mniej ważnymi
i takimi, które w przypadku różnych zbiegów okoliczności mogą
być zastąpione innymi czynnościami, bądź mogą w ogóle nie być
zrealizowane i nie wpłynie to w żadnym stopniu na dzienną
produktywność. Należy tu jednak zawsze pamiętać, aby dobrze
rozłożyć wagę i w
pierwszej kolejności wykonać zadania uznane za priorytetowe.
Tu ważna uwaga – jednego dnia takim priorytetem będzie zadanie
związane z pracą etatową (np. kolejny etap realizacji jakiegoś
projektu), a innego dnia priorytetem stanie się zadanie całkiem
prywatne (wizyta u lekarza czy przegląd samochodu). W moim planie
dnia znajduje się zawsze miejsce na notatki. Można tam wpisywać
rzeczy do zapamiętania, coś pilnego do wykonania, co wpadło nagle,
już po zaplanowaniu dnia lub zadania dodatkowe, na które znajdziemy
czas, gdy szybciej wykonamy rzeczy wcześniej zaplanowane. Miejsce na
notatki warto także wykorzystywać na zapisywanie rzeczy, które
wpadają nam do głowy podczas realizacji innych zadań, aby nie
odrywać się od nich, a jednocześnie nie zapomnieć o innych.
Jestem niesamowicie zadowolona z
tak wypracowanego szablonu planowania dnia – oszczędza
on mój czas
(przeznaczany wcześniej na rysowanie tabelek), a jednocześnie
zadowala
moje poczucie estetyki
(nigdy nie udawało mi się rozrysować wszystkiego tak, abym była w
pełni usatysfakcjonowana).
Podczas planowania warto też
sobie zadać pytanie – czy planować cały swój dzień?
To pytanie powinno w zasadzie
brzmieć: Czy
warto planować dokładnie cały swój dzień?
Nasza rzeczywistość bowiem nie pozwoli nigdy na ścisłe trzymanie
się planu, a osoby, które chciałaby zaplanować każdą minutę,
są wieczorem pełne frustracji i przeświadczenia, że zmarnowały
swój czas, skoro i tak części rzeczy zrobić się nie udało… Na
to jednak jest świetny sposób! Gdy już wpiszemy w swój plan dnia
rzeczy powtarzalne, sprawy terminowe i czas na relaks (a przypominam,
że jest to bardzo ważna część dnia), zaplanujmy
pracę. I tu
też trzeba pamiętać o jednej bardzo istotnej rzeczy. W wielu
źródłach spotkałam się ze stwierdzeniem, aby
zawsze planować tylko około 60% czasu z tego przeznaczonego na
pracę (mowa
jest też o planowaniu miedzy 50 a 80% czasu). Dlaczego? Przede
wszystkim nie zawsze jesteśmy w stanie precyzyjnie określić, ile
czasu zabierze nam określone zadanie.
Czasem zdarzają się
nieprzewidziane okoliczności, które nam to zadanie wydłużą lub
utrudnią (np. przerwa w dostawie internetu… chociaż akurat w tym
przypadku zdarza się, że tego typu sprawa bywa nie tyle
utrudnieniem pracy, co właśnie podwyższeniem produktywności, gdyż
brak internetu spowoduje u wielu z nas, że będziemy musieli z żalem
skończyć oglądanie zdjęć śmiesznych kotów i wreszcie
zająć się konkretna pracą, a nie tylko udawać, że pracujemy).
Kolejnym powodem planowania
zaledwie 60% czasu pracy jest tzw. – tu znowu posłużę się
częstym korporacyjnym zwrotem – bieżączka. Nie mniej jednak
takie właśnie nagłe
sprawy często odciągają nas od faktycznie zaplanowanych zadań.
To one sprawiają, że czas ich wykonania znacznie się wydłuża.
Gdybyśmy zaplanowali sobie 100% czasu na pracę, wielu z zadań
byśmy nie wykonali. Często byłoby to kłopotliwe w przypadku
naglących terminów.
Jednak planowanie mniejszej
liczby zadań nie jest niczym złym, zawsze możemy mieć bowiem
w podorędziu listę
zadań dodatkowych.
Przewidujemy je na takie właśnie okazje, gdy ten zaplanowany bufor
czasowy pozwoli nam na wykonanie czegoś dodatkowego.
W idei planowania metodą
bullet journal najpiękniejsze jest właśnie to, że stanowi ona
proces. Zmiana planowania wynika z ciągłych zmian, jakie następują
w naszym życiu. Najważniejsze, aby tak zaplanować każdy dzień,
żeby mieć piękne i szczęśliwe całe życie. I tego Wam (i sobie)
przede wszystkim życzę!
Jeśli spodobał się Wam ten
artykuł i chcielibyście przeczytać więcej o planowaniu i
naklejkach, znajdziecie mnie tutaj:
- strona:
https://inspirow.anka.com.pl/
- sklep z naklejkami do
planowania: https://bullet-dragon.pl/kategoria-produktu/all
- fanpage:
https://www.facebook.com/inspirow.anka
- Pinterest:
https://www.pinterest.ie/anek73/
- newsletter:
https://inspirow.anka.com.pl/newsletter/
Artykuł ilustrują
zdjęcia mojego planera z naklejkami ze
sklepu Bullet-Dragon J
Anna Kurtasz
3 komentarze:
Super to planowanie. Ja niby coś pisze na pojedynczych planach, ale potem wyrzucam do śmieci i drukuje nowy na następny miesiąca naprawdę jest tego sporo.Trzeba chyba zacząć to zbierać. Bo Pamiętniki też piszę od małego,z tym że teraz bardziej o dzieciach. Pozdrawiam.
Ja bym zbierała, bo w sumie zbieram :) lubię czasami wracać do tego co się działo i tak sentymentalnie, ale czasami przydaje się to też ze względów praktycznych.
Fajny opis. Na jednym ze zlotów "Kwiatu" zobaczyłam taki rodzaj planowania i strasznie sie zapaliłam do pomysłu.Przeszłam etap bujo, korzystam teraz z planera PSC, ale... odechcialo mi sie robic te wszystkie szczegółówe plany. Przestało mnie to bawic! Rzeczywiscie nie chce mi sie wykreslac, rozbijac duzych punktow na male punkty. Mam rozpiske na miesiac, z podzialem na to, co mam w sposob regularny w kalendarzu na scianie. czasem robie szczegolowa liste do zrobienia na nastepny dzien...
To swietna sprawa, mogę ja polecic...ale sama
im wiecej mam czasu... tym mniej go umiem zaplanowac :-(
Prześlij komentarz